Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Drzewa pod lepszą ochroną

Elżbieta Piersiakowa
Tego lata na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach pojawiło się 9 nowych wież obserwacyjnych. Część zastąpiła stare, drewniane, pozostałe stanęły w miejscach, w których nie było obiektów tego ...

Tego lata na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach pojawiło się 9 nowych wież obserwacyjnych. Część zastąpiła stare, drewniane, pozostałe stanęły w miejscach, w których nie było obiektów tego rodzaju. Dzięki temu drzewostany są lepiej chronione przed ogniem. Koszty przedsięwzięcia wyniosły 2 mln zł. 70 proc. tej sumy wyłożył Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, resztę dały Lasy Państwowe.

Urosły w oczach

- Wieże, zależnie od ukształtowania terenu, mają od 32 do 36 m wysokości. Z każdej jest dobre pole widzenia - zapewnia Krzysztof Boruń, specjalista ds. ochrony przeciwpożarowej w regionalnej dyrekcji. Obiekty są żelbetowe wykonano metodą ślizgową, dzięki czemu były gotowe w ciągu ok. 14 dni. Tę technologię stosuje się od 1994 roku, a jej zaletą jest m. in. to, że na szczyt prowadzą schody ułożone nie pionowo (jak w wieżach drewnianych czy stalowych), ale spiralnie. Na górę mogą więc wchodzić nawet osoby cierpiące na lęk wysokości.
To ważne, bo trzy z nowych konstrukcji, które znajdują się na terenach Nadleśnictw Rybnik, Siewierz i Rudy Raciborskie, oprócz kabin dla obserwatorów. mają tarasy widokowe, z których rozciąga się piękna panorama okolicy. Dwie pierwsze wieże przyciągają już rzesze turystów, trzecia na razie służy tylko leśnikom i strażakom. - Stoi bowiem na terenach, przez które 12 lat temu przeszedł wielki ogień. Obecnie rośnie tam młodnik, na który mieszkańcy nie mają wstępu z powodu zagrożenia pożarem. Sytuacja zmieni się dopiero wtedy, gdy najmłodsze drzewka będą miały co najmniej 4 m wysokości. Chcielibyśmy, aby nastąpiło to jak najprędzej, bo wieża ma być nie tylko miejscem pracy, ale i rekreacji, lecz przyroda ma swoje prawa. Zakaz będzie więc obowiązywał jeszcze około 4 lat - wyjaśniają w rudzkim nadleśnictwie.

Pierwsze ogniwo

Wieże włączono do systemu leśnej ochrony przeciwpożarowej na początku lat 70. ubiegłego wieku i pełnią one szczególną rolę, pozwalając dostrzec płomienie czy dym. Dyżurni siedzą w kabinach we wszystkie słoneczne i suche dni, kiedy zagrożenie pożarem jest największe i ustawicznie obserwują okolicę. Dysponują przyrządami, które pozwalają na ustalenie źródła zagrożenia, i przekazują meldunki do swoich nadleśnictw. Te podejmują stosowne działania, czyli wysyłają na miejsce strażackie wozy bojowe, a w razie potrzeby także samoloty gaśnicze.
- Rola obserwatorów jest więc nie do przecenienia, zwłaszcza teraz, gdy z powodu braku pieniędzy trzeba było zrezygnować z patrolowania lotniczego. Obecnie piloci ruszają już tylko do akcji, co zwiększyło znaczenie wież. Niektóre nadleśnictwa zamontowały w obiektach kamery telewizyjne, w większości jednak są dyżurni. Technika techniką, ale ludzkie oczy są nie do zastąpienia - podsumowuje Krzysztof Boruń.


53 pary oczu
Na terenie regionalnej dyrekcji znajdują się 53 czynne wieże. Jedna (to zabytek z 1920 roku, który służył innym celom, stoi na terenie Nadleśnictwa Kędzierzyn-Koźle) jest murowana, 10 jest drewnianych,
6 stalowych, a 36 żelbetowych. Docelowo obiektów będzie 65. Kolejne, żelbetowe, powstaną w przyszłym roku. Leśnicy chcieliby mieć tylko konstrukcje (jak mówią) "ślizgane", ale to sprawa przyszłości, gdyż wymaga pieniędzy. Na razie więc stalowe pozostaną, drewniane będą wymieniane na żelbetowe lub remontowane. W obrębie każdego nadleśnictwa stoi do 3 wież.

Zenon Pietras nadleśniczy w Rudach:
Żelbetowa wieża, której doczekaliśmy się tego lata, zastąpiła drewnianą, już wysłużoną, ale też zasłużoną. Gdy 26 sierpnia 1992 roku wybuchł pamiętny pożar, w jej kabinie siedział nieżyjący już obserwator Leon Buczek. To on zauważył ogień i wszczął alarm. Pozwoliło to na podjęcie akcji gaśniczej tak szybko, jak było to możliwe. Zlokalizowanie płomieni trwało 4 dni, pan Leon spędził je na wieży. Przekazywał meldunki, choć w okna kabiny uderzały płonące szyszki i gałęzie, wokół waliły się drzewa. To cud, że żywioł nie tknął wieży. Całe szczęście, że pan Leon nie zszedł na dół, bo na pewno by zginął. Gdy wreszcie mógł opuścić swoje stanowisko pracy, dowiedział się, że w pobliżu żywcem spłonęło dwóch strażaków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto