Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłkarskie koszmary. Walka, chrzęst kości to miód dla oka kibiców. Dla samych zawodników niekoniecznie

Michał Sałkowski, Mariusz Wiśniewski
Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, aż się zepsujesz - tak pisał przed laty Jan Kochanowski. Niby stare, banalne, ale jakże prawdziwe. Dotyczy to każdego, ale sportowców, piłkarzy, w szczególności.

Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, aż się zepsujesz - tak pisał przed laty Jan Kochanowski. Niby stare, banalne, ale jakże prawdziwe. Dotyczy to każdego, ale sportowców, piłkarzy, w szczególności. Sami zainteresowani często sięgają do myśli Kochanowskiego, tylko brzmi to inaczej: - Najważniejsze, aby było zdrowie. Jak będą mnie omijały kontuzje, to forma prędzej czy później na pewno przyjdzie.

Kontuzje to zmora piłkarzy. Jednego dnia, ba, w pierwszej połowie są bohaterami meczu, a w drugiej padają na murawę z grymasem na twarzy i ich kariera staje nad przepaścią. I chociaż dzisiejsza piłka nożna wymaga od zawodników doskonałego przygotowania fizycznego, siły i budowy gladiatora, nikt nie ma recepty na omijanie kontuzji. Można je jedynie podzielić na te najgroźniejsze, najczęstsze i najdziwniejsze.

Mrożące krew w żyłach
Wszyscy chyba jeszcze mają w pamięci, a ci co widzieli, to jeszcze mają przed oczami starcie Eduardo da Silvy z Martinem Taylorem w meczu Arsenalu Londyn z Birmingham City z lutego 2008 roku. Po brutalnym ataku Taylora stopa napastnika Arsenalu wygięła się w nienaturalnym kierunku o 90 stopni. Chorwat doznał otwartego złamania i równocześnie zerwał wszystkie więzadła stawu skokowego. Niektórzy przepowiadali młodemu zawodnikowi koniec kariery. Po 10 miesiącach wrócił na boisko.
Taki rozbrat z piłką ma już za sobą prawy obrońca Zagłębia Lubin Grzegorz Bartczak. Był październik 2008 r. Mecz z Flotą. Bartczak już był w ogródku, już witał się z gąską. Piłkę miał na nodze i bramka wisiała na włosku. Aż Kamil Gołębiewski, bramkarz rywali, ostrym wejściem ściął Bartczaka z nóg i zerwał mu więzadła boczne i krzyżowe w prawym kolanie. I rzeczone 10 miesięcy jak z bicza trzasł. Berlińska klinika stała się jego drugim domem. Najpierw poskładano go w jedną całość, potem puszczono na prostą.

Seryjni pechowcy
Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, dwaj wspomniani i tak mieli furę szczęścia w nieszczęściu w porównaniu z... Djibrillem Cisse. Dynamicznym napastnikiem, który, oprócz niewątpliwego talentu na boisku, odznaczał się wzorzystymi fryzurami i kilkudziesięcioma tatuażami. Zaledwie po trzech miesiącach po tym, jak przywdział trykot FC Liverpoolu, doznał katastrofalnej w skutkach kontuzji - skomplikowanego złamania nogi. Najprawdopodobniej, gdyby nie refleks i szybka interwencja boiskowych lekarzy, którzy nastawili mu nogę, kończynę trzeba by amputować. Na tym jednak pech się nie skończył. 7 czerwca 2006 r. przygotowująca się do MŚ reprezentacja Francji grała ostatni sparing z Chinami. Cisse złamał kość piszczelową i strzałkową. Dwa dni później zaczęły się mistrzostwa, w których trójkolorowi zgarnęli srebro.

Nie mniejszy dramat przeżył Jakub Małecki, wychowanek Śląska Wrocław. Niezwykle utalentowany pomocnik pierwszy cios od losu dostał w 2004 roku, kiedy podczas treningu nogę złamał mu kolega z zespołu. Piłkarz długo dochodził do zdrowia. Wydawało się, że wiosna 2007 będzie dla niego przełomowa. Ćwiczył z zespołem i miał wracać na boisko. Aż w końcu dostał szansę gry w ligowym meczu. Wszedł na ostatnie minuty spotkania z Unią Janikowo. Było wówczas 0:0. W ostatniej akcji meczu czubkiem buta wepchnął piłkę do siatki, ale bramkarz gości tak fatalnie interweniował, że spadł piłkarzowi Śląska na nogę i kość nie wytrzymała. To najprawdopodobniej przekreśliło marzenia Małeckiego o dużej ligowej karierze.

To się w głowie nie mieści
Ale zdarzają się też kontuzje, które są dramatem jednych, ale swoją niezwykłością wzbudzają uśmiech innych. Urazy doznane w sposób kuriozalny, wręcz niewyobrażalny. Przypadek Davida Beckhama, któremu trzeba było założyć szwy pod lewym okiem, po tym jak w szatni wściekły Alex Ferguson kopnął w jego kierunku leżący but, jest małą igraszką losu.
Bramkarz reprezentacji Hiszpanii Santiago Canizares w 2002 roku szykował się już do wyjazdu na mistrzostwa świata w Korei i Japonii. Miał być numerem jeden w bramce. Wychodząc spod prysznica, upuścił butelkę z wodą po goleniu na stopę i nabawił się na tyle poważnego urazu, że mistrzostwa mógł oglądać tylko w telewizji. Ale wszystko to nic w porównaniu z tym, co się przydarzyło Paulo Dioggo. W 2004 roku pomocnik Servette Genewa, celebrując strzelenie gola, rzucił się na płot oddzielający boisko od trybun. Tak jednak pechowo, że zaczepił obrączką o ogrodzenie i zeskakując urwał część palca. Jakby tego było mało, zwijającego się z bólu zawodnika arbiter ukarał żółtą kartką za zbyt ekspresyjne okazywanie radości po zdobyciu bramki. Los zachichotał też z obrońcy Lecha Poznań Zlatko Tanevskiego. W marcu 2008 r. przed meczem z Ruchem Macedończyk zgłosił Franciszkowi Smudzie ból w kolanie. Dostał więc worek z lodem, by ból uśmierzyć. Przyłożył go do nogi i zasnął. Obudził się z poważnym odmrożeniem skóry. - Cholera, grozi mu przeszczep - skwitował Smuda. Tanevski przez następne trzy tygodnie gościł na kozetce u dermatologa. Przeszczepu nie było. Dziwne, dramatyczne, śmieszne, ale dla piłkarzy są tym samym - koszmarem, który może w każdej chwili ich dopaść i zniszczyć karierę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piłkarskie koszmary. Walka, chrzęst kości to miód dla oka kibiców. Dla samych zawodników niekoniecznie - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto