Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wzruszająca opowieść o Julicie Dec, jej ciężkiej chorobie i utraconym szczęściu.

MAK
Wydawałoby się, że całe życie przed nią. Życie pełne radości, przygód i realizacji marzeń… Piękna, młoda i pełna życia 21-letnia Julita nigdy by nie przypuszczała, że spotka ją takie nieszczęście, że parę chwil okaże się decydujących, że będzie musiała podjąć najtrudniejszą walkę – walkę o utracone szczęście.

Do sierpnia zeszłego roku Julita była zdrową i aktywną młodą kobietą, która realizowała swoje pasje, studiowała na Politechnice Wrocławskiej na Wydziale Budownictwa. Miała wielu przyjaciół i obiecujące plany na przyszłość. Pewnego letniego dnia gdy rano wstała z łóżka, skarżyła się na dziwne szumy w głowie, nie miała siły. Kiedy jednak wstała – od razu upadła, straciła przytomność, jej mama natychmiast wezwała pogotowie, ale nie spodziewała się, że aż trzy razy będą ją tracić, będą patrzeć jak umiera, jak ją reanimują. Tak, przywrócili Julitę do życia, ale nic nie obiecywali, pozwolili tylko pomodlić się z księdzem… Co czuła matka opętana bólem i strachem? Jak miał pomóc ojciec odchodzący od zmysłów, że traci kobietę swojego życia – jedyną córkę? Na te pytania nie da się odpowiedzieć. Ich, jeszcze chwilę temu zdrowa córka zamieniła się w śpiącą królewnę, lecz po tysiącach szczerych pocałunków wcale się nie budziła, a trwało to prawie pięć tygodni. Diagnoza? Bardzo rozległy zator płuc, który spowodował uszkodzenie mózgu po niedotlenieniu i nagłym, aż trzykrotnym zatrzymaniu krążenia. Dziewczyna cierpiała na chorobę genetyczną – trombofilię, czyli nadkrzepliwość krwi, którą nie można było wykryć w zwykłych badaniach. Nosiła w sobie bombę, która mogła wybuchnąć w każdej chwili i wybuchła, ale jej skutki okazały się nadzwyczaj dotkliwe.
- To stało się dokładnie 6 sierpnia. W lipcu z braliśmy Julitę z Wrocławia do domu, do Zgorzelca i tam planowaliśmy wakacje, Julita miała wyjechać z przyjaciółmi na Mazury na taki pierwszy w życiu rejs. W piątek zrobiłyśmy zakupy, spędziłyśmy fajny wieczór razem, wszystko było normalnie. Następnego dnia była piękna pogoda i miałyśmy jechać na wycieczkę z dziadkami. Rano obudziłam córkę, ale Julita źle się czuła więc kazałam jej jeszcze poleżeć, mówiła, że kręci jej się w głowie i, że ma takie szumy w głowie jak w czerwcu na egzaminie podczas sesji kiedy zemdlała. Wstała i chciała pójść do toalety, ale przewróciła się i straciła przytomność. Przyjechało pogotowie z lekarzem i jak ją zabrali to pierwszy raz krążenie zatrzymało się na podjeździe, drugi raz na tomografii, a trzeci na intensywnej terapii. Po kilku godzinach wpuścili nas do Julity, która była pod całą aparaturą reanimacyjną, obłożona monitorami… Dziecko, które rano obudziło się normalne, a nagle... – z bólem wspomina mama Julity.
Lekarze nie ukrywali przed rodzicami, że stan ich dziecka jest bardzo ciężki. Mówili, że każda godzina jest znacząca i bardzo ważna.
- Przez kilka dni utrzymywana była w śpiączce farmakologicznej ale po odstawieniu leków powiedziano nam, że Julka nie wybudziła się, że ma bardzo rozległe uszkodzenie mózgu – dodaje pani Anna.
Dlaczego doszło do uszkodzenia mózgu?
- Uszkodzenie mózgu powstało na skutek niedotlenienia. Serce Julity zatrzymało się dlatego, że całe płuca były w zakrzepach, nie przepływała krew, powstał zator płuc, co spowodowało, że córka nie mogła oddychać, ona się sama po prostu udusiła. Jej organizm ją udusił – wyjaśnia mama Julity.
Po miesiącu podjęto decyzję o przeniesieniu Julity z OIOM-u na neurologię. Pierwszym takim znakiem, że Julita „wraca do nas” było to, że zaczęła się uśmiechać.
- Zrobiliśmy wszystko aby Julitę obudzić. Pojechaliśmy do profesora z Bydgoszczy, który specjalizuje się w wybudzaniu pacjentów ze śpiączki i on nam opowiadał po kolei co mamy robić. Podawaliśmy zapachy pod nos, stymulowaliśmy światłem, dawaliśmy do spróbowania różne rzeczy, głośno rozmawialiśmy przy niej, opowiadaliśmy jej wszystko co się działo, śmialiśmy się, opowiadaliśmy kawały. Profesor pokazał nam jak ją dotykać, aby ona to poczuła. Robiliśmy to dwa miesiące całą rodziną, takie sesje trwały kilka godzin dziennie, ale nie poddawaliśmy się i przyniosło to efekty – wspominają rodzice.
Po setkach godzin stymulacji zaczęła pojawiać się mimika. Lekarze stwierdzili wtedy, że Julita jest już obudzona, a teraz jak mówili lekarze czekają ich lata pracy, rehabilitacji, aby doszła do siebie, czego i tak nie obiecują. Rodzina trochę zaskakuje lekarzy i pokazuje, że ciągła praca i wielogodzinna rehabilitacja przynoszą zdumiewające efekty, może te wiele lat zmieni się w kilka?
Julita mówi od niedawna, wcześniej miała rurkę tracheostomijną. Mimikę dziewczyna odzyskiwała powoli. Pierwszym odruchem był kaprys płaczu, a że ją wiele rzeczy bolało, to bardzo często płakała. Rodzice znaleźli z nią wspólny język i to dosłownie. Zaczęli porozumiewać się z nią za pomocą języka, na ich pytania Julka wysuwała język odpowiednią ilość razy.
- Była taka sytuacja, że koleżanki przyszły odwiedzić Julkę i spytały czy pamięta całki, ona pokazała językiem, że tak, więc zadaliśmy jej działanie do obliczenia, a ona językiem podawała poprawne odpowiedzi. Julitka nie może wyartykułować tego co chce powiedzieć, musi nauczyć się władzy nad swoim ciałem, ale umysł tzn. pamięć, wiedzę, logikę ma sprawną. Wróciła do nas – zaznacza tata Julity.
Teraz najważniejsze są oczy i motoryka – niestety Julita straciła wzrok. Jej oczy jako narząd są sprawne, ale płat potyliczny, odpowiedzialny za wzrok jest tak jakby uśpiony. Neurolog nazwał to ślepotą korową. Rodzice byli na konsultacji u poznańskiego terapeuty wzroku, optometry, gdzie dowiedzieli się, że jest bardzo duża nadzieja.
Julita na całym ciele ma liczne siniaki od rehabilitacji, ale jest zdeterminowana, wykonuje wszystkie ćwiczenia rehabilitacyjne, nierzadko sprawiające jej ból. Jak mówią rodzice – nie możemy odpuścić, zrobić przerwy! Nie traktujemy tego jak poświęcenie tylko jak zadanie do wykonania, w którym pomagają nam także bliscy.
- Jak Julita została do nas przyjęta to kontakt z nią był tylko poprzez poruszanie głowy, nie widziała, brak motoryczności spowodowany czterokończynowym porażeniem. Nasza terapia trwała od września do 19 lutego. Praca była kompleksowa: fizjoterapeuci, lekarze, neurologopedzi, psycholodzy. Po terapii Julka potrafi siedzieć samodzielnie, stabilnie, potrafi się przekręcać z brzucha na plecy i odwrotnie, chodzi przy pomocy osób drugich, co było wręcz nie możliwe. Uszkodzenie wzroku jest bardzo duże, ale nerwy nie są uszkodzone, jest poddawana stymulacji światłem średniej częstotliwości i na tą chwilę już potrafi rozróżniać kształty geometryczne oraz wyraźne kolory. Julita na tle innych pacjentów bardzo się wyróżnia. Największym plusem jest to, że się wybudziła i że można było tą terapię wdrożyć. Pierwsze 12 miesięcy od momentu zachorowania są bardzo ważne dla układu nerwowego. Myślę, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty – komentuje dr n. med specjalista fizjoterapii Beata Michalak.
Julito, powiedz czego najbardziej Ci brakuje?
- Życia, po prostu życia – płacze przykuta do wózka, prawie niewidoma, walcząca o sprawność młoda i bardzo nieszczęśliwa dziewczyna, która jeszcze nie tak dawno była całkiem samodzielna. Julita chciałaby dokończyć studia i wrócić do normalnego życia: chodzić, biegać, śmiać się, podrapać, podnieść się, klęknąć, zrobić sobie herbatę…
Julita jest pod stałą opieką psychologa. Jeszcze pół roku temu leżała bezwładnie, dziś widać ogromny postęp, ale to jeszcze mało, jest przykuta do wózka, bezradna w najprostszych czynnościach, błagająco szukająca potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze.
Leczenie Julity będzie bardzo kosztowne. Niestety dziewczyna w zgorzeleckim ośrodku rehabilitacyjnym mogła przebywać tylko do 19 lutego. Teraz rodzina musi zdać się na siebie . Na tym etapie leczenia dom nie jest odpowiednim miejscem, gdyż Julita musi ćwiczyć kilka godzin dziennie pod opieką rehabilitanta, tylko to może skrócić jej cierpienie i pobudzać umysł do przypomnienia sobie jak odpowiednio władać ciałem. Doba w ośrodku kosztuje 350 złotych, a same leki to koszt około pół tysiąca miesięcznie. Te kolosalne sumy spędzają sen z powiek rodzinie. Mama Julity musi wrócić do pracy, musi zarabiać… Pomóżmy Julicie, tak okrutnie dotkniętej przez los. Wszystko jest możliwe, potrzebne są pieniądze, ale nie tylko. Jeśli znasz podobny przypadek, albo ktoś z Twoich bliskich cierpi na podobną chorobę – podziel się doświadczeniem z rodziną. To niezwykle ważne.
Aby pomóc Julicie i jej rodzinie wystarczy wpłacić dowolną kwotę na rzecz fundacji:
Fundacja "SEDEKA"
ul. Grzybowska 4 lok.132
00-131 Warszawa
NR konta:71 1060 0076 0000 3210 0020 7652
tytułem przelewu: 11130-Grupa OPP - Dec Julita
Jeżeli chcesz przekazać 1% swojego podatku, w formularzu PIT wpisz numer: KRS 0000338389.
W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1%” podaj: 11130 - Grupa OPP - Dec Julita.

od 7 lat
Wideo

Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bogatynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto