Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk: Brakuje łóżek i respiratorów, a na oddział trafiają 30-latkowie. Kamil Barczyk o funkcjonowaniu szpitala w dobie koronawirusa

Justyna Orlik
Justyna Orlik
zozbol.eu
Ratownicy medyczni, lekarze i pielęgniarki codziennie zajmują się pacjentami, u których zdiagnozowano obecność koronawirusa. Jak z pandemią radzi sobie jeden ze szpitali na Dolnym Śląsku? Rozmawiamy o tym z jego dyrektorem, Kamilem Barczykiem.

Jak wygląda aktualna sytuacja w bolesławieckim szpitalu?

Non stop mamy 100% obłożenie. Liczba pacjentów waha się pomiędzy 80 a 90. Przyjmujemy nowe osoby dopiero wtedy, kiedy ktoś umrze albo zostanie wypisany. To jedyna sytuacja, w której dochodzi do rotacji. Dziennie na oddział trafia około 5-10 osób i tak jest od wielu dni. Budujmy nowy oddział, obok szpitala, który zostanie uruchomiony w drugiej połowie listopada. Tam będzie 65 miejsc i dzięki temu, na krótki czas, zwiększy się dostępność łóżek.

Co Pan myśli o decyzjach Ministerstwa Zdrowia w zakresie funkcjonowania szpitali?
Brakuje respiratorów. Tych, do których się przyzwyczailiśmy, najbardziej profesjonalnych, nie ma od dawna. Pracujemy na respiratorach mało zaawansowanych, które mają ograniczone możliwości regulacji. Niemniej, to było pewne, że prędzej czy później taka sytuacja nastąpi. Jeżeli chodzi o to, co aktualnie się dzieje, to jest to tak dynamiczne, że zaskakuje nie tylko środowisko medyczne. Dla dyrektorów szpitali to bardzo duże wyzwanie, wymagające podejmowania szybkich decyzji. Ministerstwo Zdrowia na pewno stara się reagować. Nikt nie jest przyzwyczajony do tego, żeby działać w takim systemie, kiedy ustalenia obowiązują jednego dnia, a drugiego już nie, ale takie mamy czasy, więc musimy się do tego dostosować.

Ile osób czeka w kolejce na "łóżko"?

Pacjentów przyjmujemy na bieżąco. Jeśli nie ma u nas miejsca, chorzy zmuszeni są do szukania pomocy w innych szpitalach. Praktycznie każda placówka medyczna w regionie otrzymała decyzję wojewody dolnośląskiego i ma obowiązek zaopiekowania się zgłaszającymi. Bolesławiec nie jest jedynym szpitalem na terenie Dolnego Śląska, który boryka się z podobnymi problemami.

Z jakiego regionu trafiają pacjenci do Bolesławca?

Chorzy pochodzą z powiatu, ale mamy też pacjentów z Polanicy, z Wrocławia, z Legnicy, z Wałbrzycha.

Ile lat ma najmłodszy pacjent, znajdujący się w szpitalu?

Nie mam teraz dostępu do szczegółowych statystyk, ale na oddziale przebywają 30-latkowie.

Ile osób zmarło od początku trwania pandemii?

Na pewno kilkadziesiąt.

Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nowy oddział szpitala ruszył w połowie listopada?

Prace odbywają się zgodnie z harmonogramem. Pozostanie nam jedynie kwestia przeniesienia pacjentów i wdrożenia personelu, ale wszystko wskazuje na to, że już niedługo będzie tam pełnoprawny oddział zakaźny.

Kolejny rekord na terenie Dolnego Śląska, czy ma on wpływ na przyrost pacjentów w Bolesławcu?

Absolutnie. Należy przy tym podkreślić, że określony procent badanych będzie wymagał hospitalizacji, jeżeli zwiększy się liczba zakażeń wykrywalnych, a na razie testowani są tylko pacjenci objawowi. Około 10 do nawet 20% nowo zbadanych najprawdopodobniej trafi na oddział. W łatwy sposób możemy policzyć, ile osób jednego dnia - w perspektywie najbliższych dwóch tygodni - bo taki jest okres inkubacji wirusa, będzie wymagało szpitalnego łóżka.

Czy laboratorium ma jeszcze jakieś "wolne moce przerobowe"?

Nie. Laboratorium to jest nasz najsłabszy punkt. Zostało przygotowane na około 700-800 badań na dobę i te możliwości już w październiku zostały przekroczone, kiedy dostawaliśmy po 1500-2000 zleceń. Teraz musimy nadrabiać straty i je rozbudować. Jesteśmy w trakcie prac. Aktualnie wykonujemy prawie 1000 badań.

Jak radzą sobie lekarze w szpitalu z rekordowymi dobowymi przyjęciami pacjentów?

Wszyscy intensywnie pracują. Najtrudniejsze jest to, że zmienił się profil pacjentów w stosunku do tego, co było na początku pandemii. Trafiają do nas ludzie młodzi, aktywni zawodowo, w bardzo ciężkich stanach, z niską saturacją, wymagający leczenia respiratorowego. To nie jest pocieszające dla nikogo, kiedy widzi się swojego rówieśnika, podłączonego pod aparaturę. Wielu lekarzy i ratowników codziennie obserwuje, jak choroba wyniszcza ludzki organizm.

Czy są jakieś braki w zespole?

W tej chwili szukamy pielęgniarek, ratowników i diagnostów. Personel jest niezwykle potrzebny, bo z jednej strony rozbudowuje się laboratorium, a z drugiej mamy nowy budynek szpitalny, w którym muszą pracować ludzie. Uzupełniamy cały zespół głównie o personel średniego szczebla medycznego.

Ministerstwo Zdrowia przekazało pieniądze dla kadry medycznej, która walczy z koronawirusem. Czy one trafiły już na konto szpitala?

Jeszcze nie, nie ma instrumentów wykonawczych, ale myślę, że w ciągu kilku dni otrzymamy przelew. Pieniądze są przekazywane bezpośrednio z Narodowego Funduszu Zdrowia w formie premii.

Z jakimi największymi problemami boryka się szpital?

To laboratoria. Znacząco powinniśmy rozbudowywać infrastrukturę diagnostyczną, bo należy przypomnieć, że 65-67 tys. testów wykonywanych na dobę to jest aktualnie maksimum naszych możliwości w Polsce. Cały Dolny Śląsk jest zakorkowany. Nie przyjmuje się już więcej testów, a na badania trzeba bardzo długo czekać. Dzięki nowym punktom pobrań będziemy mogli szybciej wychwytywać ogniska i izolować pacjentów. Im więcej testów będziemy wykonywać, a trzeba pamiętać, że sezon infekcyjny dopiero przed nami, tym większa szansa na zahamowanie wirusa.

Jak wygląda sytuacja na izbie przyjęć w dobie koronawirusa?

Warunki, w jakich żyjemy powodują, że pacjenci muszą dłużej czekać na dostęp do lekarza. Wynika to z tego, że jeśli na SORze mamy 6 pacjentów covidowych, którzy przyjechali karetkami, to nie ma już wolnej przestrzeni, żeby przyjąć kolejne osoby. Musimy udzielać pomocy tym, którzy potrzebują jej w pierwszej kolejności. Tak działa system triażowania, który nakłada na nas obowiązek grupowania pacjentów wg pilności przyjęć. Podobnie jest z karetkami. Słuchamy nagrań z dyspozytorni o czasie, potrzebnym na przyjazd i on czasami jest rekordowo długi. Do takich sytuacji dochodzi w całej Polsce. I nawet jeśli jesteśmy w stanie wydzielić kolejne miejsca dla pacjentów, to one za chwilę znów się poszerzą, bo mamy rekordowe wzrosty zachorowań i koło się zamyka.

Czy bolesławicki szpital korzysta z pomocy innych służb, jak to ma miejsce w niektórych placówkach w Polsce?

Nie, na szczęście do takiej sytuacji jeszcze nie doszło. Czekamy z niecierpliwością na wojska obrony terytorialnej, które mają wspomagać nas w punktach wymazowych oraz w karetkach wymazowych. Dzięki temu zostanie odciążonych ponad dwudziestu ratowników medycznych.

Obejmuje pan funkcję dyrektora dopiero od roku. To najgorętszy okres w historii służy zdrowia. Jak Pan sobie z tym radzi?

Zdążyliśmy się oswoić z sytuacją. Na początku był to szpital jednoimienny, więc zmiana kosztowała nas najwięcej pracy. Teraz jest ciężko, ale ze względu na pacjentów i ich stan. Nie borykamy się już z zakupami środków ochrony osobistej, z instalacją tlenową, z podstawowymi rzeczami, które zostały już przygotowane. Mamy swoje laboratorium i nowy oddział szpitala. Wiele przez ten czas udało się zrobić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto