Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie wierzą w obiecanki cacanki. Dopóki nie dostaną pisemnej deklaracji od premiera Polski, związkowcy z kopalni Turów będą protestować

Justyna Orlik
Justyna Orlik
Jarosław Jakubczak
Po zakończeniu szczytu państw Europejskich w Brukseli, Mateusz Morawiecki zapewniał, że zostały uzgodnione wytyczne do umowy, więc istnieją duże szanse, że spór pomiędzy Polską a Czechami w związku z sytuacją w Turowie zostanie rozstrzygnięty polubownie. Mimo tych zapewnień związkowcy nie zamierzają zakończyć strajków. Przyłączają się do nich mieszkańcy, którzy murem stoją za pracownikami kopalni.

Manifestacje w obronie Turowa odbyły się na terenie Bogatyni i Zgorzelca. Do spontanicznych protestów przyłączali się pracownicy, ale też ludzie niebezpośrednio związani z kopalnią, którzy - jak twierdzą - nie wyobrażają sobie sytuacji, kiedy kompleks z dnia na dzień zostanie zamknięty.

- Wyrok TSUE nie jest w ogóle pomyślany, jeśli chodzi o mieszkańców naszego regionu, bo ktoś zupełnie zignorował potrzeby pracowników i jeszcze większej ilości ludzi z kopalnią związanych. To problem, który dotyczy nie tylko ograniczenia wydajności elektrowni w kontekście całej narodowej gospodarki, ale całej lokalnej społeczności. Nie wyobrażam sobie, że dziesiątki z nich nagle, z dnia na dzień, traci pracę bez żadnych możliwości i perspektyw pozostawieni sami sobie. Cieszę się, że cały czas są prowadzone rozmowy z czeską stroną, żeby wycofała swoją skargę, ponieważ tak być nie może. Wziąłem udział w strajku, bo chciałem wesprzeć i wyrazić swoją solidarność z ludźmi, zatrudnionymi w kopalni. - informował radny Zgorzelca, Mateusz Szczerbaty.

W protestach wziął też udział społecznik i dziennikarz, mieszkaniec Bogatyni, który na bieżąco relacjonuje wydarzenia związane z sytuacją w kopalni.

- Ludzie walczą o swój kawałek chleba i w większości nie wyobrażają sobie życia bez funkcjonowania kopalni i elektrowni, bo pamiętają, że ona była tu od zawsze. Poza tym mają świadomość, że żeby zostać usłyszanym, trzeba wyjść na ulicę i zaprotestować. Chcą zamanifestować swój sprzeciw wobec szybkiej transformacji, przeprowadzanej na "łapu-capu". Nie w kwestii zamknięcia samej kopalni, co jest nieuniknione. Ci ludzie chcą być zauważeni i nie tylko oni. Rozmawiałem ze swoją znajomą, która jest weterynarzem i powiedziała, że jeśli kopalnia zostanie zamknięta, to ona bez chwili namysłu pakuje walizki i wyprowadza się z Bogatyni. - tłumaczył Kamil Stemler, administrator B24.info

Samorządowcy zaangażowani w obronę kopalni

W obronę kopalni i setek miejsc pracy zaangażowani są od samego początku samorządowcy z regionu. Informują o konieczności wdrożenia planu sprawiedliwej transformacji, ale nie wyobrażają sobie, żeby Polska miała zastosować sankcje, nałożone na nią przez TSUE. Burmistrz Zgorzelca, Rafał Gronicz, spotkał się 24 maja w towarzystwie Krzysztofa Masiuka z Martinem Půtą, hetmanem libereckim i tłumaczył, jak ważne dla samorządów i mieszkających tu ludzi jest utrzymanie pracy kopalni i elektrowni.

- Z Martinem Půtą i Krzysztofem Masiukiem spotkaliśmy się, żeby porozmawiać o problemie z koncesją i decyzją TSUE. Chcieliśmy zwrócić uwagę na sytuację samorządów zrzeszonych w Związku Gmin Ziemi Zgorzeleckiej. Nasze stanowisko przedstawiliśmy w piśmie hetmanowi Půcie. To apel o pomoc i wsparcie w znalezieniu wyjścia z tej trudnej sytuacji. To, na czym teraz zależy nam najbardziej to przekonanie Czechów do wycofania z Brukseli wniosku zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci nakazu natychmiastowego wstrzymania wydobycia węgla. Chodziło o to, żeby Martin Půta spojrzał na problem z innej perspektywy, żeby dostrzegł jak trudne jest nasze położenie. Rozmawialiśmy też o przyszłych działaniach samorządów i o tym, że dni węgla brunatnego w Europie są policzone. Nie dyskutowaliśmy o tym, kiedy zostanie wstrzymane wydobycie, ale o konieczności przygotowania obu krajów na taki scenariusz. Hetman zwrócił również uwagę na brak dobrej komunikacji z polską stroną i PGE, ponieważ Czesi przez ostatnie kilkanaście miesięcy nie mieli partnera po polskiej stronie. W tej chwili trochę się to pozmieniało, więc mam nadzieję, że niebawem zapadną odpowiedzialne decyzje. - wyjaśniał Rafał Gronicz.

Odniósł się również do pytania o protesty pracowników kopalni i mieszkańców powiatu.

- To zupełnie naturalne, że ludzie bronią swoich miejsc pracy. Nikt z nas nie pozostałby bierny wobec perspektywy utraty pracy z dnia na dzień, przy zupełnym braku alternatyw. Sytuacja pracowników jest przecież nadal niejasna. W dodatku niepokój podsycają cytowane przez media wypowiedzi premierów Polski i Czech, które są sprzeczne. Przez to emocje rosną i dobrze byłoby je uspokoić, pokazując na przykład protokół z rozmów, który przecież musiał zostać sporządzony. Waga problemu jest zbyt duża, żeby po spotkaniu i rozmowie nie został ślad. Nawet, jeśli komunikat polskiego premiera był nazbyt optymistyczny, to przecież coś na pewno zostało ustalone. Bylibyśmy spokojniejsi wiedząc co. - dodał Gronicz.

Z pracownikami kompleksu Turów solidaryzuje się także Andrzej Kredkowski, radny sejmiku województwa dolnośląskiego, który - jak sam twierdzi - wielokrotnie podnosił kwestię "konieczności pilnego wsparcia mieszkańców Zagłębia Turoszowskiego". Wyjaśniał również aktualną sytuację w kwestii ostatnich doniesień medialnych nt. sprzecznych komunikatów premiera Polski i premiera Czech.

- Mateusz Morawiecki tłumaczył w nocy z wtorku na środę, na jakim etapie są rozmowy z czeską stroną. Pojawia się wiele insynuacji na temat ustaleń premiera Polski z premierem Czech. Wszyscy mówią prawdę, ale ludzie emocjonują się i chcą szukać drugiego dnia. Nie da się wycofać wniosku do TSUE na podstawie rozmowy. Dopóki nie będzie dokumentów, to żadne formalne kroki nie zostaną podjęte. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Od początku popieram i solidaryzuję się z kopalnią Turów, pracownikami i mieszkańcami regionu. Chcę, aby sprawa ta została jak najszybciej rozwiązana, co niejednokrotnie widać w środkach masowego przekazu oraz na spotkaniach w sejmiku. - informował Andrzej Kredkowski.

Związkowcy protestują, a ekolodzy biją na alarm

Najbardziej zaangażowani w obronę kopalni Turów są pracownicy i związkowcy. Ostatnio pojawili się 26.05 na proteście we Wrocławiu i mimo zapewnień rządu o wypracowywanym dialogu na linii Polska-Czechy nie zamierzają przestać. Wojciech Ilnicki z NSZZ "Solidarność" KWB Turów zapytany o powody dzisiejszego strajku, powiedział:

- Protestujemy, bo już Owidiusz pisał o obiecankach cacankach. Sytuacja jest bardzo prosta. Widać ruchy zmierzające do rozwiązania problemu, ale oczekujemy pisemnej odpowiedzi od premiera Rzeczpospolitej Polskiej. To na pewno powstrzymałoby eskalację konfliktu. Oczekujemy na całkowite rozstrzygnięcie tej sytuacji. Wczoraj rozmawialiśmy z Premierem Sasinem, który zapewnił nas, że taka sytuacja nastąpi. Dzisiejszy protest był też po to, żeby pokazać beznadziejną decyzję Trybunału Niesprawiedliwości Europejskiej oraz beznadziejne postępowanie Unii Europejskiej, ponieważ KE wskazała, że Czesi nie mają racji, a po decyzji TSUE przedstawiła stanowisko, że będzie kontrolować czy Polska wykona wyrok. To jest tragedia. To jest obłuda. To jest zabicie Zielonego Ładu jakiejkolwiek sprawiedliwej transformacji. - wyjaśniał Ilnicki.

Reprezentant Eko-Unii tłumaczy z kolei, że pieniądze, które popłyną od Polski do Czech na pewno pomogą w polubownym załatwieniu sporu, ale nie rozwiązują problemu, z którym od dawna boryka się kompleks Turów, a który w najbliższym czasie będzie przybierał na sile.

- Życzyłbym sobie, żeby z równą prędkością, z jaką premier Polski spotkał się z premierem Czech i obiecał mu około 200 mln złotych, zajął się przygotowaniem tego regionu do odejścia od węgla, bo przekonanie, że będziemy go kopać do 2044 roku jest nierealne. Mamy sytuację kryzysu klimatycznego i odchodzenie od węgla jest brane na poważnie w całej Unii Europejskiej poza Polską. Troska o ludzi na dole nie powinna polegać na tworzeniu iluzji. Polska załata teraz konflikt z Czechami pieniędzmi, ale chciałbym, żeby z tej sytuacji wyciągnąć taki wniosek, że w dyskusji z mieszkańcami i władzami gmin premier i rząd zdecyduje o różnych wariantach, które mogą się za chwilę wydarzyć, bo tempo przechodzenia na odnawialne źródła energii w całej Europie jest błyskawiczne. Eksperci twierdzą, że kompleks może działać z powodów ekonomicznych jeszcze maksymalnie przez 10 lat, więc ten region jest zagrożony klęską bezrobocia. Mamy już ponad 1 mld zł z Unii Europejskiej na zbudowanie i realizację programu sprawiedliwej transformacji dla powiatu zgorzeleckiego, ale tylko pod warunkiem, że rząd podejmie decyzję o dacie odejścia od węgla i przestanie mamić ludzi wydobywaniem węgla do końca złoża. Turów ma rocznie ok 3 % udziału w zaopatrzeniu Polski w prąd, a propaganda o jego niezbędności nigdy nie zastąpi rzetelnego działania. - wyjaśniał Radosław Gawlik z Eko-Unii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto