Dziesiątki biur pośrednictwa pracy oferuje się w okolicach Görlitz i Bautzen. Chętnych do pracy Polaków nie brakuje, dlatego właściciele biur mogą wybrzydzać i szantażować swoich pracowników. Wszystko zaczyna się łagodnie. Najpierw podpisuje się umowę z pośrednikiem, a potem czeka na zlecenie. Jak dobrze pójdzie to można zahaczyć się na dłużej w jednym miejscu, często jednak jest tak, że pracownicy zmieniają zakład pracy co sześć tygodni, ponieważ po tym czasie niektóre firmy są zobowiązane zapłacić więcej, a tego nie chcą. W efekcie rotacja jest ogromna, ale i chętnych nie brakuje.
Wśród Polaków czasem pada zdanie: „Może uda mi się przejść na firmę”. W teorii oznacza to, że pracownik podpisze umowę bezpośrednio z firmą, co może zwiększyć jego zarobki i ustabilizować zatrudnienie, ale w praktyce nie jest to takie proste. Otóż wielu pośredników zabezpieczyło się przed niesubordynacją swoich pracowników i „wykupienie” przez firmę pracownika kosztuje nawet kilka tysięcy euro, a sam pracownik nie może zatrudnić się w firmie, w której pracował przez pośrednictwo pracy przez podany w umowie czas.
Takie kruczki w umowie mają przestrzec pracowników przed próbą odejścia i usamodzielnienia się – każdy posłuszny człowiek to przecież pieniądze. No właśnie… posłuszny.
Okazuje się, że choroby też nie są mile widziane. Teraz, gdy panuje epidemia grypy kilka osób z pewnością straciło pracę. Niestety nie mogą liczyć na firmy, w których pracowali przez ostatni czas, ale przecież jak nie na własną rękę to pośredników jest na tyle dużo, że nie trzeba się martwić o pracę.
Nie chodzi już o sam fakt wypowiedzenia, tylko o system. W Niemczech pracodawca ma prawo zwolnić pracownika w czasie choroby, ale płacić musi dopóki jest on pod opieką lekarza.
Moja żona i syn zachorowali na grypę. Wziąłem zwolnienie na dziecko, bo mój pośrednik wręcz nalegał na to i jak tylko wysłałem skan do pracodawcy – dostałem odpowiedź, że wysyłają mi wypowiedzenie, a po chorobowe mam się zwrócić do AOK
– mówi nam pan Mariusz, mieszkaniec Lubania.
AOK to instytucja taka jak ZUS w Polsce. Nasz czytelnik nie zdziwił się tą zagrywką, ponieważ już nie jeden kolega znalazł się w takiej sytuacji. Nie zawsze jednak do samego zwolnienia dochodzi – wypowiedzenie używane jest często jako „straszak” i jak przychodzi co do czego nagle pracodawca daje „ostatnią szansę”, a pracownik ma poczuć pokorę i znać łaskę „Pana”.
Nawet takie zachowania są tolerowane. Dlaczego? Otóż pod koniec miesiąca wszystko idzie w niepamięć. Zarobki w euro wszystko rekompensują, nawet jeśli kilka „stów” idzie do pośrednika to wypłata rzędu 1000 euro satysfakcjonuje nie jednego Polaka. Nie ważne, że firma płaci za pracownika o wiele więcej – ważne, że nie trzeba się gimnastykować z szukaniem pracy, chodzeniem na rozmowy kwalifikacyjne i rozsyłaniem CV. Pośrednik załatwia to i wymaga, a resztę można przełknąć.
Takiego problemu nie mają osoby znające perfekcyjnie język niemiecki i są wykwalifikowane w danym zawodzie – oni sami organizują sobie pracę. W gorszym położeniu są osoby pragnące zarabiać w sąsiedniej walucie, ale bez konkretnego zawodu albo bez wystarczającej znajomości języka niemieckiego – wtedy zazwyczaj skazani są na pośrednika.
Sytuacja na pograniczu jest dość specyficzna, ponieważ po polskiej stronie dosłownie praca szuka człowieka, a chętnych jest bardzo mało. Trudno się dziwić skoro pracodawcy proponują za małe zarobki…Zarobki w euro
wszystko rekompensują, nawet jeśli kilka stów idzie dla pośrednika. Choć rotacja jest ogromna - to chętnych
do pracy nie brakuje.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?