Zgorzelec: Mała, ale wielka rzecz

Nietypowo zakończyła się ostatnia sesja Rady Miasta Zgorzelec. Po wyczerpaniu porządku obrad, samorządowcy obejrzeli film, który zaserwował im radny Waldemar Woźniak. Film był fragmentem programu TV Ekspres Reporterów. Opowiadał o dwójce młodych ludzi, którzy uratowali życie kobiecie, która nagle zasłabła. Mogli to zrobić, bo w dużych miastach takich jak Warszawa w metrze, na dworcach, w galeriach handlowych są przygotowane schowki, w których można znaleźć przenośne aparaty do przywracania akcji serca - defibrylatory. Takie urządzenia są także w Zgorzelcu, mają je m.in. pogotowie ratunkowe, straż pożarna, czy społeczne grupy ratownictwa medycznego. Jak jednak przekonywał Waldemar Woźniak, im więcej urządzeń będzie ogólnodostępnych, tym większa szansa na uratowanie komuś życia.
- Obsługa tych aparatów jest bardzo prosta - przekonywał radny Woźniak. A na poparcie swoich słów poprosił o pomoc syna, który na oczach radnych przeprowadził akcję reanimacji z użyciem defibrylatora. Trzeba przyznać, że pokaz był udany i potwierdził, że z przenośnym defibrylatorem, który sam instruuje osobę udzielającą pierwszej pomocy, poradzi sobie każdy. - Koszt zakupu jednego urządzenia to ok. 5 - 7 tys. zł. To nie jest chyba wygórowana cena, jeśli w grę wchodzi uratowanie czyjegoś życia - przekonywał W. Woźniak. Zaapelował też, żeby miasto kupiło jeśli nie kilka, to chociaż jeden przenośny defibrylator, który jego zdaniem, powinien być dostępnych choćby w Centrum Sportowo - Rekreacyjnym, gdzie często organizowane są imprezy masowe, podczas których może dochodzić do różnych nieprzewidzianych sytuacji. Po jego apelu żadne konkretne deklaracje wprawdzie nie padły, ale burmistrz Rafał Gronicz zapowiedział, że pochyli się nad pomysłem i zastanowi, czy faktycznie miasto nie powinno sfinansować zakupu takiego urządzenia.