Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zgorzelec: Wspomnienie Jana Wysoczańskiego

MAK
archiwum prywatne
Zmarł wybitny zgorzelecki lekarz – Jan Wysoczański. Do ostatnich chwil swojego życia leczył ludzi, ostatnie tchnienie wydał 12 listopada tego roku, miał 83 lata.

Jan Wysoczański urodził się 31 marca 1933 roku na Kresach Wschodnich w Wysocku Wyżnym. Pochodził z rodziny polskich repatriantów, którzy przybyli na Ziemie Zachodnie po zakończeniu II Wojny Światowej.
- Tata był bardzo zdolnym człowiekiem, do wszystkiego doszedł sam. Był bardzo pracowity i wytrwały, wyniósł to z domu. Jego tato był oficerem armii Austro-Węgier – wspomina Małgorzata Wysoczańska, córka doktora Wysoczańskiego.
Życie w powojennej Polsce nie należało do łatwego, Jan Wysoczański wiedział o tym doskonale. Za namową swojego wujka – Władysława Wysoczańskiego herbu Pietrusiewicz – Jan zdecydował się na podjęcie nauki w szkole felczerskiej w Legnicy. Dla tak młodego, wytrwałego i zdolnego człowieka jak Jan, legnicka szkoła felczerska okazała się być za mała. Zaraz po jej ukończeniu Jan rozpoczął studia lekarskie w Akademii Medycznej we Wrocławiu.
- W czasie studiów spotkał wspaniałych lwowskich profesorów. Czasy studenckie były trudne, wszędzie obecna była partia, z którą tato się nie zgadzał. Pochodził z kresów, gdzie wpojono mu miłość do ojczyzny. Jego hasłem było Bóg, Honor i Ojczyzna. Znał Rosjan. Był lubianym studentem, dobrym organizatorem, miał charyzmę. Liczono się z jego zdaniem. Był przewodniczącym sądu koleżeńskiego. Miał dużo kolegów z których wielu jest teraz profesorami – opowiada pani Małgorzata.
Jan ożenił się w wieku 28 lat, dokładnie w 1961 roku z prawniczką – Lidią Kozak. Małżeństwo Wysoczańskich zaowocowało dwojgiem dzieci - synem Stanisławem oraz córką Małgorzatą. Stanisław poszedł w ślady swego ojca i również został lekarzem, a córka Małgorzata jest mgr rehabilitacji ruchowej.
- Tato pochodził że szlacheckiej rodziny, której przodkowie wywodzili się z Łużyc. Byli to rycerze, których historia rzuciła aż na Kresy, gdzie bronili granic Rzeczpospolitej przed Turkami. Po prawie tysiącu latach tato wrócił na ziemie swoich przodków, aby rozpocząć tu praktykę lekarską. Pracę w powiecie zgorzeleckim rozpoczął 55 lat temu. Na początku pracował w okolicach Zgorzelca tj. w Radomierzycach, Wigancicach. a portem w Zgorzelcu, Pieńsk a także w Węglińcu. Praca lekarza była jego powołaniem, jego życiem, kochał ten zawód. Lubił kontakt z ludźmi, kochał ich i żył problemami swoich pacjentów. Był uczulony na los biednych. Starał się im pomagać. Większość pacjentów traktował jak rodzinę, wszystko o nich wiedział, często radzili się jego, nie tylko w sprawach medycznych. Leczył kilka pokoleń od dziadków po wnuki – zaznacza Wysoczańska.
Jan słynął z głęboko zakorzenionego honoru, co było nadrzędne w jego postępowaniu. Sumienność i pracowitość towarzyszyła mu do końca życia. Z doktorem bardzo się liczono, również dlatego, że miał swoje zdanie, o które potrafił zawalczyć.
- Tata nigdy nie rzucał słów na wiatr, znał ich wartość. Jak dał komuś słowo to było święte, nie złamał go. Był punktualny, zawsze był przed czasem w pracy czy na umówionym spotkaniu. Miał przedwojenne wychowanie, zawsze koszula z krawatem i garnitur – dodaje pani Małgorzata.
Pan Jan uwielbiał się uczyć. Po zrobieniu specjalizacji z chorób wewnętrznych wyspecjalizował się również z reumatologii. Niestety w trakcie pracy nad drugim doktoratem doszło do drugiego zawału, który zniweczył jego plany. Parokrotnie Jan był proszony o objęcie ordynatury na różnych oddziałach reumatologicznych w Polsce, ale mając na względzie rodzinę – odmawiał.
- Uważam, że tato z takim talentem, pasją do nauki zrobiłby karierę naukową, ale życie potoczyło się inaczej. Bardzo lubił tatę prof. Garnuszewski, który był prekursorem akupunktury w Polsce. To zainteresowanie zaowocowało jego wyjazdem na daleki wschód, jako szef grupy polskich lekarzy – tłumaczy Wysoczańska.
Jak wspomina córka pana Jana, ten nie miał wolnego czasu, zawsze był zajęty swoją pracą, ale gdy tylko nadchodził urlop to były najpiękniejsze czasy.
- Od najmłodszych lat ja i mój brat jeździliśmy z tatą na wakacje. Mamy nie puszczano z nami, ponieważ komuna bała się, że zostaniemy za granicą. Był to najlepszy dla nas czas. Tato miał bardzo dużo byłych pacjentów za granicą. Zgorzelec po wojnie był miejscem osiedlenia Greków, Macedończyków, Bułgarów, Serbów. Bardzo go lubili i traktowali jak swojego przyjaciela. Czekali na tatę, wyprawiali wielkie przyjęcia na jego cześć. Chcieli żeby tam został i dalej był ich lekarzem. Tato był bardzo towarzyskim człowiekiem, pięknie śpiewał. Miał dużo przyjaciół, znajomych, którzy zawsze mogli na niego liczyć. Nikogo nie zostawił w nieszczęściu, potrzebie, ale jak niedawno stwierdził, większa część z nich umarła, tylko on został… Tato mawiał, że lekarz nigdy nie idzie na emeryturę, bo jej nie dożywa – wspomina Małgorzata Wysoczańska.
Pan Jan Wysoczański był człowiekiem przedwojennym, wielkim patriotą i wizjonerem i to właśnie starał się przekazać swoim dzieciom i wnukom, których kochał ponad wszystko.
- Nauczył nas, że ludzie z natury są dobrzy. Dlatego szanuję ludzi starszych, którzy reprezentują minioną epokę, gdzie ludzie byli życzliwi, zdolni do wielkich poświęceń, nie tak nerwowi jak teraz, charakteryzowali się wysoką kulturą osobistą i słowem honoru. Nauczył nas, że słowo, cenniejsze jest niż pieniądz. Nie nauczył nas rozpychania się łokciami w życiu – puentuje Małgorzata Wysoczańska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto