Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy boisz się ciemności? Legendy Goerlitz mrożą krew w żyłach. A Ty słyszysz kroki mnicha i stukot kowala?

Paulina Gadomska
Paulina Gadomska
Goerlitz to niezwykłe miejsce na podróż w czasie.
Goerlitz to niezwykłe miejsce na podróż w czasie. Paulina Gadomska
Znaliście legendy Goerlitz, miasta graniczącego ze Zgorzelcem? Po ich wysłuchaniu dzieci będą przerażone, a dorośli będą mieli ciarki. Ślady po niektórych z nich nadal są widoczne na ulicach zabytkowego miasta, a dawni mieszkańcy w nie wierzą. Przeczytajcie o mnichu ubrudzonym krwią, złowrogim trójnożnym psie i skarbie na szczycie Landeskrone.

Spis treści

Legenda o Klötzelmönch i zamordowanej dziewczynie. Słyszysz kroki mnicha z Goerlitz?

Jedna z najsłynniejszych legend średniowiecznego Goerlitz dotyczy straszliwego mordu na młodej niewiaście.

Młody rzemieślnik będąc w podróży, postanowił odpocząć w Goerlitz. Przez bramy miasta przeszedł późnym popołudniem. Gdy zobaczył otwarte drzwi do kościoła klasztornego na Obermarkt, a dzwon na wieczorną mszę wzywał wiernych, postanowił wejść do środka. Zmęczony długą podróżą oparł głowę o ławkę kościelną i zasnął. Nikt go nie zauważył, nawet stróż, który zamykał drzwi. Młodzieniec obudził się około północy, gdy poczuł zimno. Donośna cisza była przerażająca. Nagle usłyszał echo kroków. Przy bladym promieniu księżyca znalazł drogę do sanktuarium, gdzie się ukrył. Kroki były coraz bardziej wyraźne,a szczęk otwieranego zamka zmroził podróżnego.

Zgarbiony mnich wszedł do kościoła, a w lewej ręce niósł latarnię. W migotliwym świetle z ciemności wyłoniła się szorstka, odrażająca twarz niczym maska ducha. Przerażony obserwator zauważył jak mnich prawą ręką ciągnie martwe ciało młodej dziewczyny o blond włosach po kamiennej podłodze. Zakonnik podniósł kamienną płytę nagrobną znajdującą się przed ołtarzem, a martwe ciało kobiety zsunął do otworu. Położył płytę na miejsce i powolnym krokiem oddalił się do klasztoru. Ledwie doczekał do poranka przerażony młodzieniec. Gdy tylko drzwi kościoła zostały otwarte, uciekł niepostrzeżenie.

Rankiem usłyszał, że mieszkańcy Goerlitz są bardzo zaniepokojeni . Biedna wdowa mieszkająca na Fleischergasse rozpaczliwie szukała swojej zaginionej córki. Piękna młoda dziewczyna jak zwykle poszła na mszę do klasztornego kościoła, ale z niej nie wróciła. Młody rzemieślnik niewiele myśląc udał się do ratusza i tam opowiedział o nocnym koszmarze. Kościół i klasztor zostały otoczone. Świadek zaprowadził burmistrza do znanego nagrobka, a miejska służba podniosła ciężki kamień. Tam też odnaleźli ciało zaginionej dziewczyny. Wśród zgromadzonych mnichów młodzieniec bez trudu rozpoznał obrzydliwe lico zakonnika, który w nocy był w kościele. Złoczyńca nie zaprzeczył, że jest odpowiedzialny za morderstwo młodej kobiety. Wyznał, że zwabił niewinną dziewczynę do swojego pokoju, gdzie ją wykorzystał. Ponieważ mnichom nie wolno było zabawiać się z kobietami, co oznacza złamanie ślubów zakonnych, postanowił ją zabić, aby prawda nie wyszła na jaw.

Za karę mnich został zamurowany żywcem, ale jego umysł nie znalazł spokoju. Gdy tylko mieszkańcy Goerlitz słyszeli stukot gdzieś w klasztorze lub w kościele, od razu mówili, że to znowu Klötzelmönch. Mówi się, że nawet w ubiegłym stuleciu fryzjer zmarł ze strachu, ponieważ zgubił się w klasztornych korytarzach i spotkał tam nawiedzonego mnicha. Opowieść ta była przekazywana przez wieki, co były wyrazem niezadowolenia z rozwiązłego życia mnichów.

Legenda o nocnym kowalu. O północy słychać jego stukot na Górnym Rynku w Goerlitz

To jedna z tych legend niosących za sobą naukę. Kowal z Goerlitz odpowiedział za swoją bezczynność i chciwość. Wedłup opowieści mieszkał w domu na północno- zachodnim narożniku Obermarkt. Ten kowal, który prawdopodobnie nazywał się Vollprecht, znał swój fach. Jego pracowitość była szanowana i często otrzymywał rozkazy, dzięki czemu mógł związać koniec z końcem. Pewnego dnia wynajął czeladnika. Jego wygląd nie był do końca atrakcyjny- miał tylko jedno oko, rude włosy i utykał. Był jednak bardzo pracowity, a siłą i umiejętnościami mało kto mu dorównywał.

Bardzo szybko stał się samodzielny, a zadania mu powierzone wykonywał szybko i precyzyjnie. Był też bardzo oszczędny, a Vollprecht szybko przyzwyczaił się do tej pomocy. Wkrótce pracowity niegdyś kowal stał się nie do poznania. Nie był widywany w warsztacie, a od rana do nocy oddawał się uciechom w pokojach gościnnych.

Pewnego dnia późnym wieczorem do mieszkania kowala przybył szlachetny jeździec na czarnym koniu. Od stóp do głów ubrany był na czarno, a na jego berecie podskakiwało tylko czerwone pióro koguta. Mistrz przestraszył się nieznajomego, ale ponieważ jak zwykle potrzebował pieniędzy, zgodził się na dziwny rozkaz gościa. Chciał kratę grobową i obiecywał za nią dużą sumę, ale miała być gotowa do północy trzeciego dnia. Chciał zapłacić z góry połowę pieniędzy. Mistrz był chciwy na brzęczące monety i chciał szybko wrócić do swoich kumpli w pubie chwaląc się nimi jako hojny pijak. Odurzony już z lekka piwem obiecał jeźdźcy, że włoży w kratę serce i duszę i będzie ona gotowa na czas. Tajemniczy jeździec chętnie się na to zgodził i ten warunek został podpisany krwią mistrza. Potem gość zniknął jakby pochłonięty przez ziemię. Kowal zdążył zmieść błyszczące kawałki złota do sakiewki i zatoczył się na wielką ucztę. Następnego ranka, jak zawsze, polecił swojemu służącemu wykonać pracę, a ten ze śmiechem zaprotestował, że prawdopodobnie będzie w stanie to zrobić w jeden poranek. Mistrz spędzał dni na piciu, a pieniądze szybko się kończyły. Dopiero trzeciego popołudnia przypomniał sobie o swojej obietnicy, ale mocno wierzył, że jego czeladnik wykona zadanie ze starannością. Tak też było- znalazł gotową siatkę w warsztacie. Brakowało jednak ostatniego pierścienia. W pośpiechu podjął próbę wykucia go samodzielnie. Każdy kawałek żelaza roztrzaskał się pod uderzeniami jego młota. I dotarło do niego najważniejsze- podpisał pakt z samym diabłem. W dzikiej desperacji próbował raz za razem opanować malutką resztę żelaza. Wszystko jednak na marne. Z pierwszym uderzeniem północy ziemia otworzyła się pod nim i pochłonęła go. Teraz był skazany na wykucie brakującego pierścienia pod ziemią. Jeśli wsłuchacie się uważnie, może usłyszycie podziemne łomotanie o północy w rogu Obermarkt, a potem mówiono, że nocny kowal z Görlitz znów jest w pracy. Dziś ta misternie zaprojektowana krata, nieco przerobiona, zamyka tylną brama na dziedzińcu muzeum przy Neissstraße 30. Pierścienia nadal przy niej brak.

Legenda o nocnym kowalu została upamiętniona przy Obermarkt 15 w Goerlitz. To tu rzekomo mieszkał mistrz.Goerlitz.de

Legenda o Alei Zdrajców. Możesz się nią przejść podczas spaceru w Goerlitz

Przystań na chwilę i obserwuj przechodniów na Obermarkt w Goerlitz, gdy zegar na wieży kościoła Trójcy Świętej wybija godzinę. Niemal za każdym razem zobaczysz, jak zdumieni ludzie patrzą na swoje zegarki i mają wątpliwości, czy ich nowoczesne wskaźniki czasu nagle zwalniają o siedem minut.

Zegar na wieży ma z tym coś wspólnego. Od niepamiętnych czasów tę wieżę kościelną nazywano „mnichem”, a kiedy dzwoni jej dzwon to właśnie „mnich uderza”. Przed 1565 r. wieża należała do kościoła klasztornego franciszkanów. Odkąd mieszkańcy Goerlitz pamiętają, zegar na wieży wybija siedem minut przed pełną godziną.
Żartownisie tłumaczyli, że jest to wskazówka dla urzędników, aby wychodzili już na lunch do domu i byli w nim punktualnie, aby nie denerwować żon. Inni łączyli przedwczesne dzwonienie z klasztornym liceum. To była wcześniejsza pobudka, a uczniowie dzięki niej mogli dotrzeć na zajęcia na czas. Dla innych dziwne zachowanie Mönchs-Uhr ma coś wspólnego z wąską uliczką, która prowadzi z przeciwnej strony placu do Langenstraße i nosi niezwykłą nazwę „Verrätergasse”, czyli Aleja Zdrajców.

Według legendy niezadowoleni obywatele zebrali się w 1527 roku, aby obalić radę, zabić jej członków i spalić miasto. Konspiratorzy spotkali się przed tylną bramę w domu na Langengasse, tuż obok wejścia na wąską uliczkę i tam dyskutowali o swoim planie powstania. Obradowali do północy, a potem zakradali się do swoich domów, gdy ulice były już opustoszałe. Pewnej nocy jednak zegar na wieży pobliskiego „Mnicha” wybił siedem minut wcześniej, a nocny stróż zauważył z daleka, jak niewyraźne postacie ostrożnie wychodzą z tylnej bramy i uciekają. Nabrał podejrzeń, zgłosił sprawę do ratusza i tak wyszedł na jaw nikczemny plan. Zdrajcy zostali zamordowani, a ich zła reputacja nie opuszczała ich potomków.

Odtąd boczna ulica otrzymała nazwę „Verrätergasse”. Jednak rada miała kamienną tablicę przymocowaną do tylnej bramy, którą można oglądać do dziś. Nosi litery „DVR T” i rok 1527. Od wieków te cztery litery były interpretowane jako skrót od „The Treasonable Rotte Tür” (Zdradzieckie Drzwi). Od tego czasu zegar mnichów jest zawsze ustawiony tak, że wybija godzinę siedem minut wcześniej. A starsi mieszkańcy doskonale o tym wiedzą.

Na pamiątkę wydarzeń z 1527 roku przy Alei Zdrajców umieszczona została tablica.Paulina Gadomska

Legenda o lipie na cmentarzu. Prawda pozostanie prawdą

Rada miasta Goerlitz zawsze bardzo szybko wykonywała wyroki powieszenia, coby czasu nie marnować, a wrogom zaprezentować swoją siłę i brak opieszałości. Musiał tego również doświadczyć młody dziedzic barona-rabusiów, który został pojmany przez służbę miejską. Stanowczo zaprzeczył, jakoby był zamieszany w napad na autostradę. Nawet tortura zgniatania kciuka nie wymusiła na nim przyznania się do winy. Mimo to skazano go na karę śmierci z możliwością spełnienia ostatniego życzenia skazańca. W drodze na szubienicę pozwolono mu ponownie zobaczyć grób rodziców na cmentarzu Mikołaja. Wdzięczny i smutny pomyślał o nadziejach, jakie jego ojciec i matka pokładali w nastolatku. Bardzo go przygnębiło, że straci życie w tak młodym wieku i nie z własnej winy. Na grobie rosła lipa. Wyciągnął ją za korzenie i posadził do góry nogami. Korzenie teraz podniosły się, ale liściaste gałęzie były w ziemi. Kaci patrzyli zdumieni, a młodzieniec powiedział: „Tak jak to drzewko wypuszcza gałązki z korzeni i korzenie z gałęzi, tak na pewno będę niewinnie stracony”. W rzeczywistości małe drzewo rosło energicznie przez lata. Kaci już dawno zapomnieli i umarli, a lipa na cmentarzu nadal wzrastała. Morał z tego jest taki- to co jest prawdą, prawdą pozostanie.

To właśnie lipa z legendy. Dziwne drzewo, które według przypowiastki jest potwierdzeniem.Goerlitz.de/Archiwum Robert Scholz

Legenda o skarbie na szczycie Landeskrone. Nadal możesz go odkryć

Dwieście lat temu w miejscowości Krischa, dzisiejszym Buchholz, mieszkał listonosz o nazwisku Matthes. Był on zatrudniony w pobliskiej poczcie w Rothkretscham. Stamtąd woził podróżnych i przesyłki szlakiem handlowym „Via Regia” w kierunku Bautzen, Drezna lub do Goerlitz. Ponieważ Matthes był on wesołym i sumiennym listonoszem, wielu kupców, rzemieślników, aktorów i innych pasażerów lubiło z nim podróżować. Słyszał od nich wspaniałe historie, bajeczne relacje, opowieści i anegdoty o magach, czarownicach i ukrytych skarbach.

Pewnego dnia, podczas podróży ze starym kupcem, który najprawdopodobniej był przebranym Duchem Gór, usłyszał o skarbie Zistibor, który ukryty był na górze Landeskrone. Dowiedział się również jak go pozyskać, jednak miał tą informację zachować dla siebie.

Tak więc o północy w dniu św. Jana (24 czerwca) piękny kwiat miał wyrosnąć na górze w miejscu, gdzie ukryty olbrzymi skarb. Jeśli masz przy sobie trzy całkowicie czarne zwierzęta- kota, kozła i psa, wejście otwiera się samo. Szczęśliwy znalazca może zabrać ze skarbu w głębokim skalnym skarbcu tyle, ile zechce. Wychodząc z komnaty nie wolno pod żadnym pozorem patrzeć wstecz, nawet gdyby wściekłość górskich duchów była bardzo głośna. W przeciwnym razie zostanie uwięziony w podziemnej krypcie na zawsze i będzie strzegł skarbu.

Listonosz Matthes chciał sprawdzić czy kupiec mówił prawdę i udał się potajemnie na Landeskrone nie raz, a wiele razy. W każdą wigilię św. Jana. Zabierał jednak ze skarbca tylko tyle, aby żyć godnie wraz ze swoją rodziną.

Plotka o tych podróżach szybko się rozeszła, a skromnego listonosza nawiedzali mieszkańcy, urzędnicy, a władzy przysyłali posłańców. Każdy chciał się dowiedzieć jak wejść do krypy ze skarbem. Pomimo wszelkich próśb i pokus, listonosz Matthes nie wyjawił nikomu swojej tajemnicy dotyczącej skarbu i zabrał go ze sobą do grobu w 1826 roku. Skarb Zistibor prawdopodobnie nadal jest ukryty głęboko na szczycie góry Landeskrone i czeka na nowego odkrywcę.

Legenda o trójnożnym psie. Uważaj w Wigilię w Goerlitz

150 lat temu w miejscu, w którym Büttnerstraße spotyka się dziś z Hugo-Keller-Straße na Starym Mieście w Goerlitz, znajdował się otwór odprowadzający deszczówkę. Nazywano go „psią norą” i nawet piekarz, który tam mieszkał, nie mógł się pozbyć swojego przydomku „psi piekarz”. Wiązało się to z legendą o trójnożnym psie.

Tylko raz w roku, w Wigilię, w Goerlitz pojawiał się tajemniczy pies wielkości cielaka. Jego futro było czarne i kudłate, oczy lśniły jak rozżarzone węgle, a poruszał się zwinnie tylko na trzech nogach. Jeśli pozwolono mu iść swoją zwykłą drogą bez przeszkód, nie zrobił nikomu krzywdy. Zwykle wychodził z wodopoju w Jakobhospital, czyli w okolicy obecnej apteki Adlera. Truchtał Jakobsgasse, prześlizgiwał się przez Frauentor przy „grubej wieży”, aż w końcu docierał do drugiego wodopoju przy Nikolaiturme, gdzie na jakiś czas znikał na jakiś czas. Później wracał przez Aleję Zdrajców, a godzinę po północy ukrywał się, by pojawić się za rok.

Żołnierze miejscy, którzy również stali na straży bram miejskich w noc Bożego Narodzenia, wiedzieli o tej dziwnej sprawie. Po cichu zostawili małą furtkę przy bramie otwartą o północy, aby pies mógł łatwo przejść. Każdy strażnik, który pełnił dyżur tej nocy, został wcześniej poinformowany przez swoich towarzyszy o tajemnicy. Teraz za rok był wśród nich odważny podżegacz, który zamierzał stawić czoła śmierci i diabłu. W tę bożonarodzeniową noc wokół bram i wież szalała burza. Gdy towarzysze nieroztropnego żołnierza siedzieli wokół ciepłego pieca w wartowni, on sam zamknął bramę i czekał na zwierza z gotową bronią. Gdy pies wbrew przyzwyczajeniu stwierdził, że przejście jest zamknięte, rozgniewał się. Potrząsnął swoim potężnym futrem, wyszczerzył zęby i spojrzał złowrogo oczami. Jednym potężnym skokiem przeskoczył bramę. Strażników przestraszyły głośne parskania i pomruki, a kiedy wszystko ucichło, pobiegli do swego towarzysza. Zemdlał obok budki wartowniczej, a lufa jego strzelby została mocarnie wykręcona. Żołnierz wkrótce odzyskał przytomność, ale ucierpiała jego pamięć. Mówi się, że zmarł trzy tygodnie później. Od tego czasu nikt nie zadzierał z trójnogim psem.

Jak dojechać do Goerlitz? MAPA

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto