Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Turów przegrał z Treflem 62:76 - relacja

Paweł Kucharski
Koszykarze Turowa przegrali z Sopotem 62:76. Tym samym PGE stracił atut własnego boiska.

Gospodarze rozpoczęli bardzo nerwowo. Trudno powiedzieć, czy było to spowodowane stawką spotkania, czy zmęczeniem. Należy pamiętać, że zgorzelczanie w sobotę rozgrywali piąte starcie z Basketem Poznań, które dało im przepustkę do półfinału. Sopocianie szybciej uporali się ze swoim ćwierćfinałowym przeciwnikiem (pokonali Anwil Włocławek 3:1) i dzięki temu mieli trzy dni więcej na regenerację sił.

Początek starcia to teatr jednego aktora, a w roli głównej wystąpił Filip Dylewicz. Skrzydłowy gości już po 10 minutach rywalizacji miał na swoim koncie aż 13 oczek, a jego zespół prowadził 23:15. Zgorzelczanie mieli olbrzymie problemy z rozmontowaniem niezwykle szczelnej i dobrze zorganizowanej obrony sopocian. W akcjach gospodarzy brakowało dokładności i płynności, a ostatnią deską ratunku nierzadko były rzuty za trzy punkty i indywidualne wejście w strefę podkoszową, gdzie koszykarze Trefla umiejętnie podwajali, a nawet potrajali.

W drugiej kwarcie trwała niemoc PGE Turowa. Dobrze, że podopieczni trenera Jacka Winnickiego poprawili swoją grę w obronie, bo w innym przypadku już na półmetku rywalizacji losy spotkania mogły być rozstrzygnięte. W pewnym momencie drugiej ćwiartki sopocianie prowadzili nawet 16 oczkami.

- Wyszliśmy na parkiet zbyt spokojnie. Trefl za to zagrał bardzo agresywnie, przez co uzyskał kilkanaście punktów przewagi. Ciężko było wrócić do gry - nie ukrywał środkowy gospodarzy Robert Tomaszek.

Na szczęście czarno-zieloni, głównie dzięki indywidualnym akcjom Toreya Thomasa i Daniela Kickerta, zmniejszyli straty do 11 oczek, co zwiastowało więcej emocji w drugiej połowie.

I po zmianie stron gospodarze nie zawiedli swoich fanów. W szatni PGE Turowa musiały paść mocne słowa, bo gra zgorzelczan wyglądała o niebo lepiej. Swoją ambicją i zaangażowaniem porwali publiczność do gorącego dopingu. Impuls do odrabiana strat dali Amerykanie - wspomniany Thomas i David Jackson. W końcu też zaczęły wpadać rzuty za trzy punkty. Po jednym z takich trafień w wykonaniu Konrada Wysockiego na tablicy świetlnej oczom kibicom ukazał się wynik 52:54. Trzecią kwartę gospodarze wygrali 25:17 i przed ostatnią ćwiartką rezultat końcowy nie był sprawą rozstrzygniętą.

Tak szybko, jak PGE Turów powrócił do gry, tak równie szybko sopocianie znów odskoczyli na bezpieczną przewagę. Za trzy zaczęli trafiać Lawrence Kinnard i Lorinza Harrington. To głównie dzięki nim na półmetku rywalizacji w czwartej kwarcie Trefl prowadził 69:57. Trener Winnicki starał się robić, co mógł. Często rotował składem, szukając najbardziej optymalnej "piątki", która mogłaby odrobić straty. Zabrakło również lidera z prawdziwego zdarzenia, który dwoma, trzema skutecznymi akcjami z rzędu poderwałby swój zespół do wzmożonej walki i odbudowałby nadzieję na zwycięstwo.

Trudno też nie było odnieść wrażenia, że zgorzelczanom najzwyczajniej w świecie zabrakło sił. Trzecia kwarta kosztowała ich wiele, co miało chyba duże znaczenie dla przebiegu rywalizacji w ostatnich 10 minutach.

Ciosem, po którym PGE Turów już się nie podniósł, był celny rzut za trzy punkty Pawła Kikowskiego. 25-letni zawodnik na dwie sekundy przed zakończeniem akcji Trefla trafił, co musiało podziałać na zgorzel-czan deprymująco. Do końca meczu pozostawała już tylko minuta i 10 sekund. Pogodzony z porażką trener Winnicki wpuścił na parkiet Oskara Bukowieckiego i Mateusza Jarmakowicza, by choć zaoszczędzić siły swoich najlepszych graczy. Zgorzelczanie przegrali ostatecznie 62:76.
- To, że wygraliśmy pierwszy mecz, o niczym nie świadczy. Uzyskaliśmy przewagę własnego parkietu, ale w rywalizacji do czterech zwycięstw nie ma to tak wielkiego znaczenia - zauważył Marcin Stefański, skrzydłowy Trefla, a niegdyś PGE Turowa. W piątek rozegrany zostanie drugi mecz obu drużyn. Początek o godz. 18.

Turów Zgorzelec - Trefl Sopot 62:76 (15:23, 13:16, 25:17, 9:20)
PGE Turów: Thomas 13 (3), Kickert 12 (3), Tomaszek 9, Wysocki 8 (1), Jackson 8, Zigeranović 5, Gabiński 5 (1), Kuebler 2, Jarmakowicz 0, Bukowiecki 0, Bochno 0, Brkić 0.
Trefl: Dylewicz 24 (1), Kinnard 14 (4), Ceranić 11, Kikowski 11 (2), Stefański 7, Harrington 5 (1), Waczyński 2, Gustas 2, Ljubotina 0, Malesa 0.
Stan rywalizacji: 1:0 dla Trefla. Kolejne mecze: 15.04 (Zgorzelec, godz. 18), 18.04 (Sopot, godz. 20), 20.04 (Sopot, godz. 18).

Drugi półfinał
Asseco Prokom Gdynia - Energa Czarni Słupsk 74:59 (21:24, 18:11, 19:14, 16:10)
Stan rywalizacji: 1:0 dla Asseco. Kolejne mcze: 14.04 (Gdynia, godz. 18), 17.04 (Słupsk, godz. 18.30), 19.04 (Słupsk, godz. 18). Rywalizacja toczy się do czterech wygranych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zgorzelec.naszemiasto.pl Nasze Miasto